To mój pierwszy kontakt z Mike'em Leigh, twórcą nagrodzonym Złotą Palmą za "Sekrety i kłamstwa", i szczerze mówiąc średnio zachwycający. Szkoda, że nie bardzo potrafię napisać co mi w "Verze Drake" nie podeszło. Scenariusz jest bez zarzutu, bardzo dobrze opowiada o aborcji (i co ważne ani jej nie potępia, ani jej nie pochwala), granicach moralności i złych stronach dobroci. Aktorstwo jest na bardzo wysokim poziomie, szczególnie wielkie brawa należą się Imeldzie Staunton, która świetnie wcieliła się w tytułową postać. Złoty Lew i nominacja do Oscara jak najbardziej się należą, aktorka świetnie balansuje między życzliwym uśmiechem, a płaczem i jest wiarygodna w swych uczuciach, co najwyżej może zirytować piosenka, którą ciągle nuci. Nie wiedzieć czemu jej aparycja trochę mi się kojarzy z moją babcią :P Swoją drogą w roli prof. Umbridge w Harrym Potterze również była świetna. Reszta obsady bez zarzutu, świetnie podkreśla stereotyp brzydkich Angielek ;) Swoją drogą doznałem lekkiego szoku, gdy jedna z aktorek wyglądała jak moja v-ce dyrektorka w dłuższych włosach! Aż zdębiałem, bo jej osobiście nienawidzę :D Scenografia bardzo dobra, muzyka typowa dla tego typu filmów. W takim razie co mi się nie spodobało? Brak mi było tego "czegoś", nie potrafiłem się wciągnąć w historię Very, ani wzruszyć. Wydawało mi się cały czas, że brak tu jakiejś oryginalności, wszystko wydawało się zrobione dosyć schematycznie. Było też kilka dłużyzn. Jeśli chodzi o Leigha to wolałbym raczej obejrzeć "Sekrety i kłamstwa" oraz robiące furorę obecnie wśród amerykańskich krytyków "Happy-Go-Lucky". 7-/10