Mike LeighI

7,9
709 ocen pracy reżysera
powrót do forum osoby Mike Leigh

- z tematów codziennych, banalnych, potrafi stworzyć filmy, których piękno tkwi w prostocie. "Wszystko albo nic" i "Sekrety i kłamstwa", to moim zdaniem, Mistrzostwo.

__Karolina__

prawda nie wiem czy mozna prosciej mam nadzieje ze jego nowe twor "happy go lucky, czyli co nas uszczesliwia" <strasznei dluga azwa :> > bedzie godnym nastepca :DDD

mugen_3

Nie mogę się doczekać jego premiery, ale jednocześnie trochę się obawiam - nie chciałabym się rozczarować. Ale w końcu Mike Leigh to Mike Leigh ;)

__Karolina__

Ja osobiście doceniam jego "Naked", film bardzo inteligentny i rewelacyjnie zagrany ( Thewlis ).

Pozdrawiam

użytkownik usunięty
__Karolina__

Heh, mnie już Majk chyba przyzwyczaił, że nie kręci słabych filmów i się "Happy-Go-Lucky" nie obawiałem. Jak pokazał czas - bardzo słusznie. :)

użytkownik usunięty
__Karolina__

A całe piękno nie tkwi w "prostocie" tylko w "trudnocie". Nic prostego w jego filmach nie widzę, wręcz przeciwnie. Nie wiem czemu tak często pojęcie "prostoty" stosuje się jako zamiennik do "biedoty" lub określenia "zwyczajni ludzie". Biedni, zwyczajni ludzie nie muszą być prości. O skomplikowaniu co ma niby świadczyć - film o wyższych sferach, masonach, sportowcach albo tajnych agentach? Bo już sam nie wiem...

Nie wiem, jak reszta, ale ja mówiąc "prostota" mówię o prostocie formy, bez zbędnego efekciarstwa, bez cudów wyskakujących z szafy itp. itd. W żadnym razie nie utożsamiam biedy z prostotą! To nie tak. A jeśli tak to zabrzmiało, to zapewniam, że nie to miałam na myśli. Określenie "prostota" (w odróżnieniu od pojęcia "prostactwo") odbieram pozytywnie, jako coś bardzo cennego - m.in. umiejętność dostrzegania tego, co najważniejsze. Za skomplikowane uważam np. kino Lyncha - trzeba się trochę nagłowić, żeby dotrzeć do jakiegoś sensu. Co innego w przypadku Leigha - on, według mnie, rzeczy najważniejsze, a tym samym najtrudniejsze, przekazuje w sposób prosty nie dlatego że z perspektywy "zwyczajnych ludzi", ale dzięki temu, że robi to w sposób bezpośredni, powodując, że odbiorca (a przynajmniej ja) czuje się "wciągnięty" w historię, odbiera ją bardziej osobiście, bo może przełożyć na własne życie pewne sytuacje i rozwiązania. I to właśnie jest definicja "prostoty" i piękna tego filmu w moim ujęciu.

użytkownik usunięty
__Karolina__

Już mniej więcej rozumiem, ale nie do końca się zgadzam. Rozumiem, że z jednej strony pisząc o "prostocie", masz na myśli oszczędność formy, minimalizm. I tu się zgodzę. Co do dalszej części zgodzić się nie mogę, bo trudno mi uznać za proste filmy, tylko dlatego, że mówią o codziennych sprawach dotyczących każdego (co czyni z nich filmy "wciągające"). W filmach Leigha jest cała masa spostrzeżeń socjologicznych, nawiązań filozoficznych (jak w "Nagich" do Nietzschego, w Happy-Go-Lucky do Foucaulta), lubi też naświetlać omawiany problem z różnych punktów widzenia i na pewno nie prowadzi to do prawd prostych i łatwo przyswajalnych.

Weź sobie takie "Happy - Go - Lucky" - większość ludzi tego filmu zwyczajnie nie rozumie, nie przyswaja, że to o dorosłych, którzy z zamykania się w szczelnej skorupie uczynili swoją ideologię życiową i powszechnie obowiązującą normę. Większość mysli zaś, że to film o głupiutkiej, roześmianej Poppy, która ma zarażać bezmyślnym optymizmem.

Weź "Sekrety i kłamstwa", a napotkasz bardzo nietypowe zabiegi narracyjne, sesje zdjęciowe z okrzykami "lovely!" w najmniej odpowiednich momentach. W warstwie fabularnej o córce, która szuka swoich bliskich i o ich życiu także. Z filmu, pomimo ciepłej i optymistycznej puenty, wynika jednak zupełnie coś innego: że niełatwo być razem, a bycie samemu jest niemożliwe. Wynika cała dawka zdrowego życiowego realizmu tak naprawdę, a może nawet gorzkiego pesymizmu. Ale czy jest to wyrażone wprost, w warstwie fabularnej? Nie. To juz kwestia szczegółów, niuansów i bardziej zakamuflowanego sensu, jaki każdy z filmów Leigh niewątpliwie posiada.

Weź wreszcie trzaskającego dyskursem społeczno - filozoficznym Thievlisa w "Nagich" albo "Verę Drake". Możemy uznać "Verę" za film, który się wpisuje w ten cały nurt dyskusji o aborcji? Raczej nie, bo jest to film ni o aborcji, a o tym samym, co "Wszystko albo nic". O tym, że pewne wartości należy chronić bez względu na wszystko, bez względu na głębokie przekonania. Aborcja to jest tam tylko w tle. A wystarczy przejżeć komentarze dotyczące "Very Drake", aby poczytać kwiatki w rodzaju "najlepsze w tym filmie jest to, że w kwestii aborcji nie opowiada się po żadnej ze stron". Jak miałby się opowiadać, skoro nie jest filmem na temat aborcji? Filmy Leigh nie są proste.

Lynch to jeszcze coś innego niż "trudny", Lynch jest wieloznaczny, a czasem nawet zwyczajnie niezrozumiały. Może i w zestawieniu z takim Lynchem, jest sporo racji w tym, co piszesz o Leigh, ale Lynch to przykład całkiem ekstremalny. Przy nim możemy powiedzieć, że Kieślowski albo Woody Allen jest "prosty".

Leigh nie robi łatwego kina, choć historie które opowiada są najzwyczajniejsze w świecie.

Odnoszę wrażenie (choć mogę się mylić), że krążymy wokół tego samego, ale że każde z nas ujęło to innymi słowami, to nie do końca zrozumieliśmy się. A myślę tak dlatego, że mogę się podpisać pod Twoją wypowiedzią. Z tym, co piszesz np. o prawdach wypływających z "Sekretów i kłamstw" - zgadzam się całkowicie. Tyle że ja już chyba nie umiem takich "życiowych" wniosków wyodrębniać jako coś "dodatkowego" do właściwej fabuły - jestem spaczona pewnym sposobem oglądania filmów, tzn. zwracam uwagę na "psychologiczną walkę" bohaterów, i prawie zawsze, świadomie lub nie, doszukuję się drugiego dna w tym właśnie kierunku.

Teraz to dopiero zagmatwałam, ech.

użytkownik usunięty
__Karolina__

Ok, ja równiez trochę zakręciłem. Warstwy fabularnej nie da się oddzielić od przekazu, ale gdyby obraz był mniej naturalistyczny, a ludzie z "Sekretów i kłamstw" byli choć trochę mniej szpetni, gdyby byli piękni, bogaci, przebojowi, gdyby wreszcie nie było tych ciekawych sesji fotograficznych, ciekawych z punktu widzenia narracji filmowej, to i przekaz filmu byłby inny. W sumie, ten okrzyk "lovely!" wydawany przez fotografa niezależnie od tego, co działo się przed obiektywem, streszcza doskonale wszystko. Nie sądzę, aby ktoś pozbawiony wrażliwości i z kinem nieobyty, mógł się tego doszukać i odpowiednio odczytać.

Również podejrzewam, że piszemy o jednym i tym samym, ale chciałbym zaprotestować przeciw nazywaniu filmów Mike'a Leigh "prostymi", bo może to wzbudzać negatywne skojarzenia. Historie bardzo zwyczajne i bliskie życiu, ale kino nie prostsze, niż np. kino Kieślowskiego (choć nie wiem, czy akurat porównanie tych dwóch twórców jest najszczęśliwsze). Mocno zyciowe kino społeczne, z garścią głębszych przemyśleń i tropów filozoficznych. Naprawdę, nie piszmy "prosty", tylko przykładowo "bliski życiu, codzienności". Leigh nie jest posatcią bardzo znaną, a to może zniechęcać potencjalnych widzów przed sięgnięciem do jego filmografii.

Pozdrawiam

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones